środa, 20 marca 2013

dobre geny

Moja babcia posiada dwie niezwykłe umiejętności. Potrafi piec ciasto drożdżowe i sadzić kwiaty. 
I w zasadzie nie byłoby by w tym nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że moja babcia jest niezwykła i wszystko co robi staje się takie jak ona. Jeśli by była Amerykanką z pewnością nazywano by ją Mrs Green Thumb, ponieważ wystarczy sama jej obecność aby rośliny poczuły się lepiej. 

Babcia ma jednak na swoim koncie kilka znaczących wpadek. 
Przypominam sobie dwie Bogu ducha winne paprotki, o których mi wiadomo, że na pewno zginęły tragicznie (od pewnej substancji, która, nie wiedzieć czemu, uznana była w owym czasie za korzystnie wpływającą na stan zdrowia roślin doniczkowych - ale to historia na później). Mimo to, widząc, jak moja babcia rozwija w sobie zielonokciukowość, by w końcu dojść do mistrzostwa w wieku 80 lat, zaczęłam się zastanawiać się czy ta przydatna umiejętność jest nabyta czy wrodzona... I czy jest dziedziczna.

To pytanie dość dotkliwie zaczęło mnie prześladować już jakiś czas temu, aby w końcu osiągnąć punkt kulminacyjny w Pierwszy Dzień Wiosny - w dzień, w którym postanowiłam założyć tego oto bloga. 
Jestem nieodrodną wnuczką Babci. Jako jedyna w rodzinie tak bardzo nie jestem podobna zewnętrznie do swych rodziców i brata, cioć, wujków i kuzynów i jako jedyna w rodzinie jestem podobna do Babci. Co więcej, zupełnie niedawno odkryłam, że odziedziczyłam po Niej (oprócz nosa) dryg do wypieków drożdżowych. Ku zaskoczeniu mojego męża i znajomych (a przede wszystkim siebie), okazało się, że do tej pory nikogo jeszcze nie otrułam.

Idąc za ciosem postanowiłam udać się na poszukiwanie tego zielonego kciuka. A nóż widelec znajdę go gdzieś niedaleko. W końcu geny mam...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz