piątek, 28 listopada 2014

makrosomia

Makrosomia (hipertrofia wewnątrzmaciczna) nadmierna masa płodu w stosunku do wieku płodowego. Szacuje się, że zaburzenie to dotyczy ok. 10% wszystkich ciąż. Za patologiczną uznaje się masę noworodka powyżej 90. percentyla odpowiedniego dla danego wieku i płci lub masę przekraczająca umowną granicę 4000-4500 g bez względu na wiek ciążowy i zachowaną symetrię.[1]

Mam wielką potrzebę uwolnić moje poplątane hormonami myśli. Szczególnie teraz, gdy nadal znajduję się w zawieszeniu pomiędzy totalną euforią i dumą a niedowierzaniem i przerażeniem...
6 listopada 2014 o godzinie 15:50 urodziłam syna. Nieunikniony finał ciąży. I naturalnie nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, ze syn mój miał 4,810 kg. I że rodziłam silami natury.

Poród drogami naturalnymi płodu z makrosomią zwiększa u matki prawdopodobieństwo wystąpienia poważnych powikłań: wydłużenia czasu trwania porodu, zatrzymania akcji porodowej, wtórnej atonii macicy, uszkodzenia kanału rodnego, rozejścia się spojenia łonowego oraz wystąpienia zakażeń połogowych.[1]

Urodziłam przy okazji. Pojechałam po prostu na kolejne poranne ktg do przyszpitalnej poradni. Pierwszy skurcz zapisał się na badaniu i wprawił mnie w doskonały humor.


Pomyślałam wtedy, że poród zajmie wieki, że powinnam trafić do szpitala w momencie, gdy skurcze będą pojawiać się co 4 minuty! Ale na biurokrację instytucji publicznych można zawsze liczyć. W szczególności takich, w których nadal używa się klasycznej maszyny do pisania! Formalności trwały tak długo, że zdążyłam podpisać kilka umów dostarczonych mi z pracy, doczekać się na męża, który przyjechał z drugiego końca miasta i dostać bóli co 4 minuty właśnie. W końcu zostaliśmy zaakomodowani w sali z szeroką panoramą na parking. Szczęśliwie na krotko. O 15:50 Adaś był już na świecie.
Bolało. Bolało jak diabli. A jednak obyło się bez jakiegokolwiek znieczulenia czy innych przyspieszaczy. Tylko dyskretne odwiedziny personelu co pól godziny. Było spokojnie, naturalnie i intymnie do czasu... 
W kluczowym momencie nagle pojawiło się mnóstwo osób! A moment ten wrył mi się w pamięć, bo choć krótki, był niezwykle dramatyczny...

Hipertrofia wewnątrzmaciczna związana jest również ze zwiększonym ryzykiem urazów u płodu. Podczas porodu drogami naturalnymi, ze względu na duże rozmiary płodu, często chodzi do dystocji barkowej, która może skutkować uszkodzeniem lub porażeniem splotu ramiennego czy nerwu przeponowego. Możliwe są również inne urazy, takie jak zwichnięcie stawu barkowego, złamanie mostka czy kości ramiennej. Często w wyniku powikłań okołoporodowych wytwarza się encefalopatia, prowadząca do upośledzenia umysłowego lub zgonu noworodka. Może dojść również u niego do zagrażającej życiu hipoglikemii, a także policytemii i hiperbilirubinemii.[1]

Zorientowałam się, że coś jest nie tak, gdy położna zaczęła do mnie wołać "przyj bez skurczy!" a na salę wpadł kolejny lekarz. 
Adaś zaklinował się barkami.
Mój krzyk osiągnął maksymalne natężenie histerii. I w momencie, gdy pomyślałam, że to za długo trwa, i że już nie dam rady, było po wszystkim.

Adaś był wielki. Wielki i wymęczony. Miał siną całą lewą rękę. Miał trafić do inkubatora. Szczęśliwie w porę zaczął płakać i się ruszać. Został przy mnie... 

Ze szpitala wyszliśmy dopiero po 6 dniach, zmagając się z mocną żółtaczką, groźbą urazu barku i skoków glukozy. 


Makrosomia, ze względu na duże ryzyko ciężkich powikłań u matki i płodu, jest ujęta jako jedno z pilnych wskazań do cięcia cesarskiego i stanowi jedno z przeciwwskazań do porodu drogami naturalnymi. Jest również względnym przeciwwskazaniem do użycia kleszczy położniczych i wyciągacza próżniowego.[1]
  
Nieświadomość jest błogosławieństwem! Gdybym wiedziała jak duże dziecko przyjdzie mi rodzić własnymi siłami nie poszłabym na porodówkę tak zdeterminowana i w tak świetnym humorze. Zwiałabym stamtąd!!!
Ale też zdecydowałam, że gdy już zaczną się skurcze to urodzę. Nie chciałam sytuacji, w której miałabym "dwa" porody tzn. przeszłabym przez kilku-kilkunastogodzinne bóle porodowe po czym na sam koniec cięcie cesarskie i co najmniej tydzień rekonwalescencji pooperacyjnej.
Powinnam była mieć planową cesarkę. Niestety mojemu lekarzowi prowadzącemu umknęła gdzieś waga dziecka. W końcu NFZowskie usg przysługiwało mi tylko 3-krotnie. Za każdym razem wykonywał je inny lekarz i odrzuciwszy pierwszy pomiar, mierzył małego tak długo, aż uzyskał wynik, który go satysfakcjonował. Jak się potem okazało dość daleki od prawdy... No cóż, wpadłam w niemałą lukę państwowej służby zdrowia. 

Jak sobie pomyślę ile rzeczy mogłoby pójść nie tak to ogarnia mnie groza.
Na szczęście trafiłam na wspaniałą położną. To jej zawdzięczam wspaniałego ZDROWEGO syna i doskonałe samopoczucie już zaraz po porodzie. I również to, że zrobiłam furorę na oddziale położniczym, pobijając niepisany rekord ostatnich dni.

Dziękuję Annie Pułczyńskiej, najlepszej położnej Szpitala Specjalistycznego im. Stefana Żeromskiego w Nowej Hucie.
.........................................................................................
[1]  www. wikipedia.org

4 komentarze:

  1. A nie czasem Anna Pułczyńska? pozdrawiam dzielną mamusię!!!:)
    Kasia Z.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście masz rację, Kasiu.
    Dzięki za uwagę. Już poprawione :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się, że już wszystko dobrze:)) Buziaki

    OdpowiedzUsuń